Jeszcze dwa lata temu, podczas wędrówek po chińskim targu warzywnym, wzdychałam z żalem patrząc na kilka rodzajów bakłażana, ułożonych na każdym jednym straganie. Tego lata zaobserwowałam, że coś drgnęło... u "pań" po drodze z przystanku pojawiły się - obok tradycyjnych "gruszek miłości" - także małe, okrągłe bakłażany - fioletowe i .... żółte. Przepiękne - aż szkoda, że w duszeniu tracą swe kolory...
Miałam ochotę na coś specjalnego, coś godnego elegancji tych barw. I padło na potrawę, która może nie jest równie godna "wizualnie", ale smakowo... Przepis znalazłam w "The Olive and the Caper" Susanny Hoffman. Tylko niech Was nie kusi zmniejszyć ilość oliwy - jest niezbędna do duszenia.
- szklanka oliwy,
- 2 średnie bakłażany, pokrojone w mniej więcej dwu centymetrową kostkę,
- 12 średnich szalotek (350g), w całości lub co najwyżej przekrojonych na pół,
- 6-8 ząbków czosnku - obranych, w większych kawałkach,
- 4 średnie pomidory, z grubsza posiekane,
- 3/4 szklanki wytrawnego czerwonego wina,
- liść laurowy,
- łyżeczka soli (troszkę zbyt dużo),
- 1/2 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu,
- 1/4 szklanki posiekanych liści bazylii (i kilka całych do przybrania)
5 komentarzy:
O jakie piękne!
Chciałabym spotkać takie gdzieś na straganie :)
Tak, ja też zauważyłam pewną różnorodność w bakłażanach. Nawet w przydomowym sklepie ;) Świetny przepis!
mm... mniam ;]
zapowiada się rewelacyjnie.
przepadam za bakłażanem. za jego smakiem i konsystencją... ;]
Hm, to jakiś mój targ trefny, żadnej różnorodności bakłażanowej nie zauważyłam, bu ;/ Ilość oliwy faktycznie, hm, spora - bakuś jednak chłonie jak gąbka.
O mniam! Tutaj takie różności mam zamiar nabyć w sobotę na Borough market :))))))))
Prześlij komentarz