29 stycznia 2012

"Azjatycki" rosół

Wczoraj w domu był rosół - najprostszy, czysty - z makaronem (kupnym, odnalezionym w zakamarkach szafki - spiżarki). Wiadomo, że rosołu gotuje się dużo, by później wykorzystać go jako bazę do kolejnych zup. Myślałam o pomidorowej, soczewicowej... może ogórkowej (nieeee, za dobrze się czuję). Ale przypomniało mi się, jak na Donghuamen życie - a przynajmniej przemarznięte ręce - uratowała nam zupa z pulpecikami. Do dziś nie wiem, czemu było mi tak zimno - pamiętam tylko uczucie ciepła i zaskoczenie: Coś tak prostego jest tak pyszne? 
Przy czym musicie wziąć pod uwagę, że ja w zasadzie nie lubię zup. To znaczy nie lubiłam - dopiero odkrywam przyjemność z posiadania garnka zupy w domu.
Mając więc w domu mielone mięso indycze (gdzieś tam pierwotnie przeznaczane na nadzienie do tortilli), rosół i większość potrzebnych "chińskich" ingrediencyj (za wyjątkiem imbiru - nie wiem, jakim cudem nie ma w domu imbiru; imbir zawsze jest, no chyba że go nie ma) postanowiłam poświęcić 5 minut. W efekcie...
Klopsy, pulpeciki, kotleciki z mięsa mielonego z nutą azjatycką uwielbiam - czy to pieczone, czy smażone. Świetne są na obiad, znakomite na zimno. Można zostawić na później, zabrać do pracy... i każde są inne. A to dymka będzie ostrzejsza, a to chili bardziej pikantne. Generalnie do mięsa dodajemy posiekaną dymkę i papryczki, trochę startego imbiru - jeśli jest, otartą skórkę z limonki, sok z tejże, trochę sosu ostrygowego... może nutkę oleju sezamowego. I jajko oraz trochę przyprawy 5 (a w moim wypadku 13) smaków. Wyrabiamy, i formujemy. Do zupy potrzebne będą małe kuleczki, rozmiaru ca. małych - naprawdę małych - orzechów włoskich.
Do rosołu dodajemy więcej posiekanej dymki i naci kolendry. Sos rybny i sok z limonki - do smaku. Podgrzewamy, delikatnie wkładamy pulpeciki i gotujemy na bardzo małym ogniu, nie mieszając - jakieś 8-10 minut.
Żadna filozofia, ale miła wariacja na temat rosołu...

20 stycznia 2012

Zupa z czerwonej soczewicy. Zupa z granatów. Magia.

Zupa z czerwonej soczewicy, mimo uwodzicielskiego aromatu, jest tak prosta w przygotowaniu, jak sugeruje to jej nazwa. Mardżan zawsze gotowała soczewicę, zanim wzięła się do smażenia posiekanej cebuli i czosnku z przyprawami na dobrej, wonnej oliwie z oliwek. A gdy wreszcie bulion połączony został z soczewicą i cebulą, smakowita zupa jeszcze przez pól godziny dochodziła pod przykryciem na wolnym ogniu, aby przyprawy oddały smak chłonnym cebulowym piórkom.(...)
Posiekaną cebulkę przesmażyła następnie w oliwie z oliwek, przewracając drobne kawałeczki na wszystkie strony, aby nabrały chrupkości, ale nie pociemniały, po czym odstawiła skwierczący smakołyk na bok: miał służyć do posypywania zupy spodziewanych klientów . Mardżan uważała smażoną cebulkę za najlepszy składnik swojej zupy za czerwonej soczewicy - bo czyż nie jest tak, że najskromniejsza czynność daje często największą satysfakcję?*

Książka Marshy Mehran Zupa z granatów jest jednym z moich ulubionych czytadeł na pochmurne dni. Ale dotąd tylko myślałam o zawartych w niej przepisach, wyobrażając sobie smaki. Wreszcie postanowiłam spróbować. Telefonicznie upewniłam się, że w domu jest czerwona soczewica. Przechodząc koło anglojęzycznej księgarni sprawdziłam przepis oryginalny, podejrzewając, że polskiej tłumaczce standardowo pomylił się kminek z kuminem. I faktycznie - cumin jak byk. I nie byłam przygotowana na jedno - w jedynym otwartym sklepie, brak zdatnej do jedzenia cebuli. Cebuli owszem, trzy czy cztery skrzynki. Skrzynki? skrzynie! Tyle że wszystko szaro-czarno-sino-zgniło-spleśniałe. Zmęczona, zła, głodna w chwili szaleństwa chwyciłam dwa wielkie pory.
Już w domu w małym garnku zalałam soczewicę wodą i postawiłam na gazie. Umyłam pory i przygotowałam je do siekania. W duży garnek wlałam oliwę. Zabrałam się za czosnek i przyprawy i... tknęła mnie wszechobecność "7" w przepisie... zerknęłam do zlewu, gdzie leżała jedyna w domu cebula, przeznaczona na posypkę i ... sześć kawałków pora. I śmiejcie się, śmiejcie, ale przez chwilę poczułam coś, jakby muśnięcie magii...
 
 Składniki:
  • 400 g (2 szklanki) soczewicy czerwonej,
  • 7 cebul (u mnie cebula + dwa pory), posiekanych - na przykład w "ćwierćksiężyce",
  • 7 ząbków czosnku, wyciśniętych przez praskę,
  • 4 łyżeczki mielonego kuminu,
  • 1 łyżeczka kurkumy,
  • 2 łyżeczki ziaren czarnuszki (podobnież można zastąpić pieprzem, tylko po co),
  • oliwa,
  • 7 szklanek rosołu drobiowego (przyznaję, był z kostki; nie zawsze się ma co się chce, drób sklepowy przybierał te same barwy wojenne, co cebula, może tylko ciut mniej natężone... jeszcze),
  • 3 szklanki wody + woda do zagotowania soczewicy,
  • sól;
W średnim garnku zalewamy soczewicę wodą i gotujemy bez przykrycia, na mocnym ogniu, jakieś 9 minut. Po tym czasie nasza czerwona soczewica będzie już żółta... W dużym garnku (naprawdę sporym) na patelni rozgrzewamy oliwę. smażymy 6 cebul (lub wszystkie pory) z kuminem, kurkumą i czosnkiem. Gdy zrobią się miękkie, złotawe, dodajemy soczewicę, rosół i 3 szklanki wody. Doprawiamy solą (ostrożnie) i wsypujemy czarnuszkę. Gdy zawrze, przykręcamy gaz i parkoczemy pod przykryciem na małym ogniu.
W tym czasie na niewielkiej ilości oliwy smażymy siódmą cebulę, lekko osoloną - ja robiłam to na małym ogniu, tak że karmelizowała się i obsuszała... wyszła najlepsza na świecie prażona cebulka. Podajemy zupę przybraną odrobiną (większą lub mniejszą). Jemy z zachwytem.
Wersja porowa jest naprawdę świetna. Cebulowa jeszcze przede mną ;)
__________________________
* Marsha Mehran, Zupa z granatów, W.A.B., Warszawa 2006

15 stycznia 2012

Zupa pomidorowa z cicierzycą i szpinakiem

Witam w nowym roku. Na wstępie wszystkim zaglądającym (i nie, a co mi tam) składam serdeczne życzenia - powodzenia we wszelkich, szczególnie kulinarnych, zamierzeniach.

Dawno nie zaglądałam sama do siebie. Bo a to laptop odmówił współpracy klawiaturą. A to święta były... a to zimowe lenistwo... Generalnie ostatnio funkcjonuję, jakby refren piosenki "Tylko misie" napisany był specjalnie dla mnie...


W poszukiwaniu jednogarnkowej i łatwej do odgrzania inspiracji zajrzałam na mojego ulubionego dietetycznego bloga. I tam znalazłam zupę. Po tygodniu poszukiwania szpinaku - przysięgam, wymiotło paczkowany ze wszystkich okolicznych (i nie tylko) sklepów - dziś powstała. I już wiem, że będzie wracać często. Poniżej przepis z kilkoma zmianami.
Składniki:
  • 2 litry wody,
  • pęczek włoszczyzny,
  • łyżka bulionu instant (albo kostka rosołowa - warzywna lub drobiowa),
  • puszka ciecierzycy,
  • puszka pomidorów pokrojonych,
  • cebula, drobniutko posiekana,
  • 3-4 ząbki czosnku, takoż drobniutko posiekane,
  • 50g świeżego szpinaku w liściach, z grubsza posiekanego
W dużym garnku zalewamy wodą włoszczyznę, po zagotowaniu dodajemy bulion instant (mój ulubiony to wegetariański firmy Drobdar) i gotujemy dalej, pod przykryciem - jakieś 30 minut. Ciecierzycę płuczemy na sicie, a następnie na jakiś kwadrans zalewamy wodą - dzięki temu oblezie z niej choć część skórek.

W drugim garnku,o grubym dnie, rozgrzewamy odrobinę oleju i krótko smażymy czosnek i cebulę. Dodajemy odsączoną ciecierzycę, przecedzony wywar z warzyw i pomidory. Pozostałą z gotowania pietruszkę i selera (w mojej zimowej włoszczyźnie była to 1 pietruszka i kawałek selera wielkości średniego ziemniaka) miksujemy z odrobiną wywaru na gładko i zagęszczamy zupę. Całość doprawiamy solą i pieprzem. Gotujemy jakieś 30 minut. Na koniec do zupy wrzucamy szpinak - autorka przepisu każe go w zupie dusić kolejne pół godziny, ale według mnie to lekka przesada. 3-4 minuty wystarczą, by się zagrzał i zmiękł.

Czyż nie wygląda zachęcająco?