31 grudnia 2009

Crème brûlée


Po wytrawnym krembrulu przyszła kolej na zmierzenie się ze słodkim, klasycznym... I powiem Wam jedno - pyszny jest...

Przepis Małgosimi z forum cin.cin udało mi się strasznie pokręcić, a mimo to krem wyszedł.
  • 500 ml śmietany 30%,
  • 1/3 szklanki cukru białego,
  • nasionka wydłubane z 2 lasek wanilii (Malgosimi strasznie na to nastaje... u mnie Crème brûlée robiony był w II dzień świąt i był z cukrem wanilinowym, przepraszam :),
  • 6 dużych żółtek (to mi się udało, prawdziwe wiejskie żółtka miałam)
Piekarnik rozgrzać do 100 st. bez termoobiegu. W rondelku o grubym dnie na małym gazie, powoli zagotować śmietanę, cukier i wanilię (ja oczywiście cukier dodałam do jajek i z nimi ucierałam...). Ubić żółtka lekko, aż będą dobrze wymieszane. Wlać łychę śmietanki (lekko ostudzonej, wymieszać), wlać kolejną, wymieszać. Wlać resztę śmietany. Uderzyć mocno naczyniem o blat, żeby pozbyć się bąbli powietrza.

Przecedzić przez sitko do miski, rozlać do 4 naczynek. Piec w 100 st ok 50 minut. Krem nie będzie bardzo sztywny, wręcz na środku lekko dygoczący, jak galaretka ale w lodówce się ustabilizuje (hmmm... mój się przyrumienił...). Następnie wyjmujemy krem, studzimy i kiedy będzie zimny przykrywamy folią spożywczą i chowamy do lodówki na co najmniej 4 godziny (i znowu - u mnie 2). Przed podaniem kładziemy na każdym kremie ręcznik papierowy, żeby usunąć ewentualne krople wody! Potem tu już tylko posypać cukrem i karmelizować przy pomocy palnika (polecam LM czy inne markety budowlane ;).

I proszę. Danie w sam raz na Święta czy Sylwestra...

Święta 2009

Wszystkiego najlepszego w nowym, 2010 roku. I szampańskiej zabawy dziś :)

23 grudnia 2009

Świąteczne ciasteczka


Szczerze mówiąc, gdyby nie one, prawdopodobnie nie przeżyłabym ostatnich dwóch dni w pracy. A na pewno przeżyłabym je w znacznie gorszym nastroju... Ale ab ovo.

Jakiś czas temu dane mi było spróbować ciasteczek maślanych z solą, sprzedawanych w butiku Nespresso na warszawskim Nowym Świecie. Są przepyszne, i niestety bardzo, bardzo drogie. Może nie najdroższe na świecie, ale już w Układzie Warszawskim pewnie mieszczą się w top10. Ale wreszcie udało mi się trafić, na przepis gwarantujący otrzymanie - za znacznie mniejsze pieniądze - równie genialnego efektu. Chodzi mi o ciasteczka maślano-cytrynowe z solą z przepisu Clotilde Dusoulier, autorki bloga Chocolate & Zucchini. Znalazł się on w książce Clotilde, Chocolate & Zucchini: Daily Adventures in a Parisian Kitchen, a ja znowuż namierzyłam go na blogu 80 Breakfasts.
  • 2 i 1/4 szklanki mąki pszennej
  • 2/3 szklanki cukru
  • 150g (czyli 14 łyżek ;) masła - ja użyłam solonego Presidenta; jeżeli mamy masło niesolone, do ciasta dobrze jest dodać jakąś łyżeczkę soli morskiej...
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki drobno posiekanej (drobno startej) skórki z cytryny (a raczej z około 2 cytryn)
  • sól morska - do obsypania
Wszystkie składniki zagnieść w kruche ciasto. Gdyby było za suche, można dodać trochę zimnej wody. Wziąć spory kawałek przezroczystej folii do żywności, ułożyć ciasto na środku, uformować równy wałek (albo graniastosłup), zawinąć i schłodzić (ok. 30 minut w zamrażalniku).
Kroić (po zdjęciu folii) na plasterki grubości pól centymetra, ułożyć je na blasze (na papierze do pieczenia), obsypać kryształkami soli (małymi i delikatnie) i piec w temperaturze 180 stopni aż się zezłocą (jakieś 12-15 min).

Następny przepis pochodzi z ewidentnie reklamowej książeczki "Magiczne wypieki z Wedlem". Przyniósł mi ją Pan Dziadek, niezwykle już wyczulony na różne "kuchennostki," które Mu wpadną w ręce.
Proszę Państwa, oto: "maślane ciasteczka pełne białej czekolady z nutą pomarańczy" (w oryginale - cytryny).
  • 3 żółtka,
  • 125g miękkiego masła,
  • 30g cukru pudru,
  • łyżka kwaśnej śmietany,
  • skórka otarta z dwóch pomarańczy,
  • 100g białej czekolady (posiekanej)
  • 150 g mąki pszennej,
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
do dekoracji
  • żółtko,
  • cukier kryształ
Masło utrzeć z cukrem pudrem na gładko. Dodawać po jednym żółtku, ucierając. Dodać śmietanę, skórkę, ponownie utrzeć wymieszać dokładnie z mąką z proszkiem i czekoladą. I jak poprzednio - wziąć spory kawałek przezroczystej folii do żywności, ułożyć ciasto, uformować, zawinąć i schłodzić (ok. 30 minut w zamrażalniku). Kroić na półcentymetrowe plasterki, ułożyć na blasze wyłożonej papierem, posmarować żółtkiem i posypać cukrem. Piec w piekarniku nagrzanym do 180 stopni do zezłocenia (coś 15 minut).

Polecam oba przepisy - i na świąteczny stół, i w charakterze prezentów.

Święta 2009Świąteczne prezenty

Chciałabym też życzyć wszystkim, zdrowych, pogodnych, wesołych i smacznych Świąt. Do zobaczenia...

20 grudnia 2009

Śleeeeeeedzie


Zaczyna się kupnem matiasów. Z doświadczenia wiem, że nie warto schodzić poniżej dużej, 800-gramowej paczki.
Teraz fundujemy śledziom odrobinę luksusu: korzenno-octowa kąpiel, według przepisu z Norwegii (a przecież oni tam wiedzą, co lubią śledzie...)

Słodka zalewa octowa (na kilogram śledzi) - zagotować i ostudzić:
  • pół litra wody
  • pół litra octu 10%
  • 1 1/2 szklanki cukru
  • ziele angielskie, listek laurowy, gorczyca, pieprz, kolendra (ziarenka naturalnie)
W międzyczasie kroimy na pół- (a może ćwierć-) księżyce 2 średnie cebule. Podsmażamy na patelni, na odrobinie oleju - lekko osolone. Dodajemy garść (garstkę) suszonej żurawiny, rodzynek (miękkich), 1/3 szklanki przecieru pomidorowego, 1 łyżkę koncentratu pomidorowego, łyżeczkę cukru i 1/3 szklanki wody. Można dodać dwie łyżki zalewy korzennej - dla leciutkiego posmaku octu. Do tego łyżeczka papryki w proszku (ach, te berberyjskie apteki), 1/4 łyżeczki cynamonu, ciut roztartego w palcach szafranu, imbir (u mnie dziś kawałek świeżego w cieniutkich zapałkach). Chwilę dusimy.
Połowę śledzi wyciągamy z zalewy, kroimy na kawałki "na raz" i mieszamy z przestudzonym sosem pomidorowym.
Pisząc te słowa uśmiecham się w duchu. Moje śledzie o norwesko-marokańskiej inspiracji powinny nazywać się "Uprowadzenie ... Beaty" ;)

I moje ulubione, klasyczne śledzie w oleju. Z czosnkiem, cebulą i majerankiem.
Odsączamy drugą połowę matiasów. Kroimy na kawałki, wrzucamy do miski. Dodajemy łyżkę oliwy (dobrego oleju), 5 przeciśniętych przez praskę ząbków czosnku, 3-4 łyżki majeranku, mieszamy. Siekamy dwie cebule.
W słoiku na dnie układamy gałązkę rozmarynu, sypiemy warstewkę cebuli. Na to śledzie. Cebula. Śledzie. Cebula. Śledzie. Cebula. Śledzie. Ceb... no nie, aż tak wiele warstw to nie wyjdzie :) Zalewamy olejem.
Dzięki wcześniejszemu marynowaniu, smakują... tak jak pachną dobre perfumy - wieloma nutami...

No i najtrudniejsze w śledziach. Czekanie, aż się przegryzą... Ale do Wigilii zdążą na pewno... Zdążą też włączyć się do zabawy w świąteczno - noworoczne gotowanie, zorganizowanej przez Olgę Smile.
Święta 2009