Duchy, skarb Scytów i ... raki. Trzy rzeczy, których w trzecim tomie przygód Tereski i Okrętki, pt. "Ślepe szczęście", autorstwa Joanny Chmielewskiej, nie brakuje. Przez wiele, wiele lat zastanawiałam się, jak właściwie smakują te raki... Przypomniało mi się to, gdy zastanawiałam się nad potrawą pasującą zarówno do mojego gotowania z kryminałem, jak i wpisującą się w festiwal kuchni rosyjskiej...
(...) Wieść, całkowicie nieoczekiwana i brzemienna w skutki została przyniesiona przez trzynastoletniego młodzieńca o odstających uszach i obliczu wdzięcznie usianym piegami. Niekoniecznie może podobny wysłańcom bogów, prawie dorównał im szybkością.
Obarczony nowiną Januszek pędził do domu, chcąc czym prędzej podzielić się ciężarem swojej wiedzy ze starszą siostrą, Tereską, a ewentualnie także z jej przyjaciółką, Okrętką. Sytuacja była wyjątkowa, wieści sam wykorzystać nie mógł i te dwie dziewczyny, bardzo stare, starsze od niego o całe cztery lata, traktowane na ogół dość obojętnie, teraz stanowiły jedyną nadzieję.
(...) - Słuchajcie, jeden mój kumpel mówi, że w jednej takiej rzeczce, niedaleko, słuchajcie, mówi, że są raki! Dwie pary oczu patrzyły na niego obojętnie i bezmyślnie.
- No to co? - spytała po chwili Tereska apatycznie.
- Jak to co? Raki są, mówię przecież! Prawdziwe raki! Mój kumpel mówi, że można ich nałowić!
Przyjaciółki nadal patrzyły na niego bez emocji, w milczeniu, najwyraźniej nie doceniając wagi informacji. Januszek się zdenerwował.
- No co tak siedzicie jak zmurszałe pnie! Głuche jesteście? Mówię wam, że są raki! Mój kumpel widział na własne oczy! Można ich nałowić! Jeszcze jak żyję nie łowiłem raków! Co wy na to? Ta rzeczka jest dosyć blisko... No, co wy na to? Raki podobno można jadać, nałapiemy i zjemy! No? Co wy na to...?
Do Tereski treść komunikatu zaczęła z wolna docierać. Raki... Stwory nieomal egzotyczne... Z rybami miała do czynienia, ostatnio nawet dość dużo, z rakami nigdy. Rzeczywiście, a gdyby tak pojechać na raki...?
(...)
Tereska nie namyślała się już ani chwili.
- No pewnie, że jedziemy. Możemy zaraz jutro. Okrętka, co ty na to? Wsparta plecami o pień jabłoni Okrętka wydała z siebie ciężkie westchnienie. (...) Zawahała się.
- Bo ja wiem... - powiedziała niepewnie.
- Co to znaczy, bo ja wiem! - oburzył się Januszek.
- Raki to jest rzadka rzecz! Jedyna okazja!
- No właśnie! - poparła go Tereska. - On ma rację. Jadłaś kiedy raki?
Okrętka pokręciła głową.
- Nie jadłam, ale... Ale myślałam, że już do końca wakacji będzie spokój...
(...) -
A czy ja muszę jadać raki? - spytała tonem rozpaczliwego protestu.
- Oczywiście, że musisz! - wykrzyknęła Tereska. - Przynajmniej raz!
- No pewnie! - przyświadczył gorąco Januszek. - Kto to widział, nigdy w życiu nie zjeść raka! I nie złapać! Takie życie jest w ogóle zmarnowane!
Okrętka chciała zaprzeczyć tej ocenie sposobów marnowania życia, ale nagle tknęła ją nowa myśl.
- Czy one są podobne do węgorzy? - spytała z nikłym ożywieniem.
- Z wyglądu? - zdziwił się podejrzliwie Januszek.
- Nie, w smaku...
Januszek już otworzył usta, żeby udzielić wyczerpującej odpowiedzi, ale Tereska uciszyła go stanowczym gestem. Namiętność Okrętki do węgorzy, wędzonych i smażonych, przekraczała wszelkie granice i Tereska znała ją doskonale. Oczywiście, że jedyne, co mogło skłonić jej przyjaciółkę do wyprawy na raki, to nadzieja na smak węgorzy. Tereska nie miała zielonego pojęcia, jak smakują raki, ale to było bez znaczenia.
- Bardzo podobne. - oświadczyła z przekonaniem. - Prawie zupełnie takie same.
Zaskoczony Januszek z otwartymi ustami spojrzał na siostrę, nie pojmując przyczyn tego dziwnego stwierdzenia. Według jego wiadomości raki z węgorzami nie miały nic wspólnego. Uznał, że coś w tym musi być i na wszelki wypadek przyświadczył. Tak jest, węgorze i raki to prawie jedno i to samo, z całą pewnością, wszyscy kumple mówili... *
A czy ja muszę jadać raki? - spytała tonem rozpaczliwego protestu.
- Oczywiście, że musisz! - wykrzyknęła Tereska. - Przynajmniej raz!
- No pewnie! - przyświadczył gorąco Januszek. - Kto to widział, nigdy w życiu nie zjeść raka! I nie złapać! Takie życie jest w ogóle zmarnowane!
Okrętka chciała zaprzeczyć tej ocenie sposobów marnowania życia, ale nagle tknęła ją nowa myśl.
- Czy one są podobne do węgorzy? - spytała z nikłym ożywieniem.
- Z wyglądu? - zdziwił się podejrzliwie Januszek.
- Nie, w smaku...
Januszek już otworzył usta, żeby udzielić wyczerpującej odpowiedzi, ale Tereska uciszyła go stanowczym gestem. Namiętność Okrętki do węgorzy, wędzonych i smażonych, przekraczała wszelkie granice i Tereska znała ją doskonale. Oczywiście, że jedyne, co mogło skłonić jej przyjaciółkę do wyprawy na raki, to nadzieja na smak węgorzy. Tereska nie miała zielonego pojęcia, jak smakują raki, ale to było bez znaczenia.
- Bardzo podobne. - oświadczyła z przekonaniem. - Prawie zupełnie takie same.
Zaskoczony Januszek z otwartymi ustami spojrzał na siostrę, nie pojmując przyczyn tego dziwnego stwierdzenia. Według jego wiadomości raki z węgorzami nie miały nic wspólnego. Uznał, że coś w tym musi być i na wszelki wypadek przyświadczył. Tak jest, węgorze i raki to prawie jedno i to samo, z całą pewnością, wszyscy kumple mówili... *
Myślę, że zapobiegliwa babcia Januszka i Tereski, rakowa specjalistka, część ugotowanych raków zamroziła. Pamiętam jeszcze te olbrzymie, otwierane od góry zamrażalki, mieszczące w sobie poporcjowaną ćwiartkę cielęcia, pól świniaka, lody calypso.. Gdzieś w rogu na pewno znalazłaby się miejscówka dla raków.
Przepis na raki w bardzo smacznym sosie znalazłam w opasłym tomiszczu poświęconym kuchni rosyjskiej, sprezentowanym mi przez Księcia Małżonka. Sos faktycznie bardzo smaczny, podobnie jak raki....
Raki rozmrozić w zimnej wodzie. Śmietanę, wino, masło, sól i kminek zagotować w rondlu na małym gazie. Dodać raki, gotować około 20 minut, po czym wyłożyć na półmisek i zalać sosem.
________________________
* Ślepe szczęście, Joanna Chmielewska, 1992
** Kuchnia rosyjska, Inna Łukasik, Agnieszka Sado, wyd. Rea, Warszawa 2008
7 komentarzy:
Pysznie wyglądają te raczki:D
Pinosie Kochany :)
Raki beda. Dzis. W zamrazalce czeka jeszcze jedno opakowanie na swoja kolej, ktora wlasnie nadeszla :)
Nie mam pojecia jak to sie stalo, ze nie czytalam "Slepego szczescia". Bede musiala szybko nadrobic ten blad!
wygląda pysznie:-)
Pinos, nawet nie wiesz jakiego smaka mi narobiłaś! Raków nie jadłam...o rety! dobrych 25 lat! Gdy byłam szczenięciem to bardzo często ojciec przynosił nałowione raki. Ale wtedy wody w jeziorach były czystsze i raków było w bród. Pamiętam tez jeden mniej przyjemny incydent z nimi związany, gdy raz podczas beztroskiej kąpieli w jeziorze jeden raczek, który mieszkał w tataraku - raczył mnie złośliwie capnąć... ;-) Qrcze, to było tak dawno...
Bardzo Wam dziękuję za komentarze.
Anoushko - tylko uważaj, bo na początku sos będzie smakował... dziwnie. To smak raków łączy w całość kminek, śmietankę i wino...
Małgosiu - jakiś czas temu raki pojawiły się w Bugu... od tamtej pory w Bugu tylko pływam, a nie brodzę ;o)
A chętnym polecam jeszcze cielęcinę w sosie rakowym - jest gdzieś wcześniej na moim blogu ;o)
O matko! Że też wcześniej tego nie widziałam! Superanckie! :)
Dobrze, że mi przypomniałaś - mam jeszcze raki. ;o)
Prześlij komentarz