Moja kochana młodsza siostra, czasem czule przezywana (Ro)Sówką, miewa całkiem niezłe pomysły. Często gorzej jest z ich wykonaniem, ale w sferze teoretycznej, mucha nie siada... Pomysłem na ostatnią niedzielę był kulinarny piknik pod chmurką z The Gustators. Prosta formuła - przychodzi kto chce, byle przynieść jedzenie/napitki, najchętniej własnego wyrobu. Coś, co tygryski lubią bardzo.
Piknik marzył mi się od dawna, a w dodatku zasłużyłam na pół dnia odpoczynku "na zielonej trawce", Młoda namawiała... Nastroiłam się psychicznie. Wyjęłam z zakamarków kupowane utensylia piknikowe (talerzyki, kubeczki, koc - nówka sztuka nie śmigany). Opracowałam menu i metodę przetransportowania wszystkiego na rowerze. Wreszcie zamknęłam się w kuchni i smażyłam, mieszałam, lepiłam i piekłam.
Najukochańsza siostra ma odwołała niestety swój udział (no, mówiłam, realizacja jeszcze ten teges...), więc jechałam w grono (prawie) obcych ludzi, mając świadomość że dobrze gotują i nie jadę z pustymi rękoma. Sakwami. Lodówką...
Powitano nas (mnie i rower) z otwartymi rękoma, "od progu" wręczając kubek kompotu rabarbarowo-truskawkowego z wanilią i cynamonem (pyszny... nie rozumiem po co go psuć winem :P). Późniejsze oberwanie chmury połączone z opadami gradu do reszty pozwoliły mi się zintegrować, zwłaszcza że gdy ma się rower i koc podbity folią, potrzeba jeszcze tylko jednego roweru, by mieć znakomity schron przeciwdeszczowy na torby...
W ramach wkładu na wspólny stół przyniosłam:
- sałatkę z cukinii z bazylią, sokiem z cytryny, kozim serem i prażonymi orzechami laskowymi,
- muffinki cytrynowo-makowe (wrócimy do nich w jakimś kolejnym poście) oraz
- pierożki z botwinką i bryndzą.
I o tych ostatnich będzie dzisiaj. Proste - acz, jak to pierożki, ciut czasochłonne (lepienie...). Jako baza moje ulubione ciasto do pieczonych pierogów - podała je kiedyś na "gazetowym" forum Galeria Potraw Salem - i od tego czasu (a to już lekko licząc 7 lat) z niezmiennym sukcesem pakuję w nie wszystko, co mi w duszy zagra. Cebulę doprawioną dużą ilością indyjskich przypraw. Pieczarki. Kapustę z grzybami. Krewetki z fetą. Szynkę z serem, soczewicę... sama już nie pamiętam co jeszcze. Upieczone pierożki świetnie przechowują się w lodówce (nawet dzień - dwa). Surowe można zamrażać, a następnie zamrożone odpiekać. Uwielbiam je. I uczucie to, sądząc po niedzielnym pikniku, a także reakcji kolegów z pracy, jest mocno zaraźliwe. Venimus, vidimus, pierożki vicit.
Ciasto:
- 50 dag twarogu półtłustego,
- 25 dag masła/margaryny,
- około 50 dag mąki pszennej - ilość zależeć będzie od wilgotności twarogu; potrzeba nam będzie także nieco mąki do podsypywania,
- sól;
Twaróg (najlepiej taki najzwyklejszy, z kostki) rozdrobnić trzeba rękoma. Dodać tłuszcz i rozetrzeć. Sól (wystarczy łyżeczka) wymieszać z mąką i dodawać do masy tak, żeby wyrobić ciasto odchodzące od ręki, elastyczne. Nie przejmować się cząsteczkami twarogu widocznymi w cieście. Uformować kulę, owinąć folią i włożyć do lodówki.
- 3 pęczki botwinki - z niedużymi buraczkami, umytej i pokrojonej: buraczki w kawałki o boku ok. pół centymetra, liście w mniej więcej centymetrowe paski;
- łyżka oleju,
- 375 g bryndzy,
- spory pęczek drobnego szczypiorku, posiekanego,
- 1,5 łyżeczki mielonego kuminu (kminu rzymskiego),
- sól i pieprz
Na patelni rozgrzać olej. Wrzucić buraczki, chwilę lub dwie przesmażyć, następnie dodać liście. Delikatnie posolić. Poddusić. W misce rozgnieść bryndzę, dodać posiekany szczypiorek i botwinkę z patelni (ciepłe warzywo lekko zmiękczy ser i ułatwi mieszanie). Doprawić solą, pieprzem i kuminem. Przed pakowaniem w pierożki farsz dobrze jest ostudzić, a nawet schłodzić - będzie ściślejszy i łatwiejszy do formowania.
Z ciasta urywamy kawałki wielkości pięści i wałkujemy na grubość około 5 milimetrów. Wycinamy kółka, nadziewamy łyżeczką farszu i sklejamy.
Układamy na blasze wyłożonej pergaminem do pieczenia, smarujemy z wierzch jajkiem rozkłóconym z łyżeczką letniej wody, posypujemy czymś - tu czarnuszką - i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika (z termoobiegiem 180) na środkowy poziom. Pieczemy do zezłocenia - 12 do 15 minut.
4 komentarze:
Cudowne! Jutro z rana pędzę po botwinkę, a potem zaczynam lepić pierogi!
Pozdrowienia:)
No sie zemscilas ;)
Poniewaz jednak 5kg botwinki przyjechalo z nami z dalekiej polnocy, to jakos to przezyje... i kto wie, moze zapedze panow do lepienia pierogow ;)
a jeszcze dzis przy jedzeniu chlodnika gledzilam swojemu G.,ze szkoda,ze wczoraj zakupilam w polskim sklepie tylko peczek botwinki (a jaka byla swiezutka do tego!!),bo marzy mi sie tarta z botwinka i kozim serem, a tutaj jeszcze inne pysznosci....juz sama nie wiem....moze jedno i drugie??? ale to za tydzien,bo na razie maja pare dni urlopu :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Uwielbiam botwinkę! A z takimi pierożkami, to już na pewno musi smakować wyborowo. Ubolewam nad tym, że mam tak mało czasu na gotowanie.
Prześlij komentarz