Czterysta czternaście „…lat temu nazad niejaki król Zegmont, któren potem na Nowem Zjeździe w charakterze figury na slupie stojał, przeprowadzki polskiej stolicy z Krakowa do Warszawy uskutecznił. Zmuszonem był do tego z braku rozrywek. Kraków owszem, miasteczko same w sobie niczegowate, ale zabawić się nie było gdzie. Same kościoły. Król był facetem nabożnem, ale kto że wytrzyma krugom na nieszporach siedzieć?!(...)
No i w ten deseń, jak staroświecki zwyczaj żądał, ósmego kwietnia kazał król spakować rzeczy na placforme, i jazda na nowe mieszkanie.(…)
Każda stolica zmuszona jest posiadać tak zwany herb (…) Pól blondynki i pół szczupaka z pokrywką w jednej ręce i pałaszem w drugiej!
Blondynka, owszem, nawet sobie nienajgorsza, jak to mówią przy kości. Jeżeli o wiele się rozchodzi o dzieci i młodzież do lat czternastu, może ciut-ciut zanadto rozmamłana, ale mówi się trudno.
Gorzej z tem rybim ogonem. zastanówmy się, jaki może być związek zawodowy między niem a pałaszem i pokrywką? Uczone w szkołach faceci kompinowali nad tem ładne pare lat, aż koniec końcem dośli do wniosku.
Warszawiacy, jako ludzie z salonowem kodeksem karnem oblatane, zawsze kobietom pierszeństwo dawali, w ten deseń właśnie król blondynkie kazał na tem herbie namalować. Pokrywka znowuż i rybie dzwonko z ogonem na te pamiątkie zostali umieszczone, że każda jedna warszawianka pod względem kuchennego fachu zdolność posiada. Nigdzie takiego szczupaka po żydowsku czy takiej pomidorowej zupy jak w Warszawie otrzymać nie można.
Pałasz jest dlatego, bo jakżeby herb wyglądał z tłuczkiem do kartofli, pogrzebaczem, czyli tyż wałkiem do ciasta w ręku.
A teraz dlaczego właściwie postny artykuł, a nie cóś z mięsa? Ćwiartka cielęciny nie pasowałaby, a szynka znowuż jeszcze większe zgorszenie małoletnich pętaków mogłaby szerzyć…”*
No i w ten deseń, jak staroświecki zwyczaj żądał, ósmego kwietnia kazał król spakować rzeczy na placforme, i jazda na nowe mieszkanie.(…)
Każda stolica zmuszona jest posiadać tak zwany herb (…) Pól blondynki i pół szczupaka z pokrywką w jednej ręce i pałaszem w drugiej!
Blondynka, owszem, nawet sobie nienajgorsza, jak to mówią przy kości. Jeżeli o wiele się rozchodzi o dzieci i młodzież do lat czternastu, może ciut-ciut zanadto rozmamłana, ale mówi się trudno.
Gorzej z tem rybim ogonem. zastanówmy się, jaki może być związek zawodowy między niem a pałaszem i pokrywką? Uczone w szkołach faceci kompinowali nad tem ładne pare lat, aż koniec końcem dośli do wniosku.
Warszawiacy, jako ludzie z salonowem kodeksem karnem oblatane, zawsze kobietom pierszeństwo dawali, w ten deseń właśnie król blondynkie kazał na tem herbie namalować. Pokrywka znowuż i rybie dzwonko z ogonem na te pamiątkie zostali umieszczone, że każda jedna warszawianka pod względem kuchennego fachu zdolność posiada. Nigdzie takiego szczupaka po żydowsku czy takiej pomidorowej zupy jak w Warszawie otrzymać nie można.
Pałasz jest dlatego, bo jakżeby herb wyglądał z tłuczkiem do kartofli, pogrzebaczem, czyli tyż wałkiem do ciasta w ręku.
A teraz dlaczego właściwie postny artykuł, a nie cóś z mięsa? Ćwiartka cielęciny nie pasowałaby, a szynka znowuż jeszcze większe zgorszenie małoletnich pętaków mogłaby szerzyć…”*
Proponuję tedy, na cześć syrenki, jubilatki krótką, czterodniową akcję kulinarną nt kuchni warszawskiej. Niech nam żyje drugie czterysta czternaście lat.

Kod bannerka:
Przyłącz się do tej akcji na Durszlaku!