Z dedykacją dla Anny G. d.d. P.
Jakkolwiek pierwsza próba była udana, nie należy ustawać w wysiłkach i dążeniu do doskonałości... Przepis znaleziony na The Traveller's Lunchbox, jednym z moich ulubionych adresów (przez pół roku kurczak w maśle był ostatnim wpisem... całe szczęście, że Melissa wróciła do blogowania). Na zdjęciu w towarzystwie ryżu jaśminowego i raity z ogórka z rodzynkami (zabijcie mnie, ale nie pamiętam, gdzie dokładnie znalazłam przepis).
Przygotowania rozpoczynamy przynajmniej 4 godziny przed planowanym spożyciem :)
Składniki:
kurczak:
- ok. 1/2 kg mięsa kurczaka, bez skóry i kości, pokrojonego w sporą kostkę,
- łyżeczka łagodnego indyjskiego chilli (albo papryki) - za pierwszym razem pomyliłam się i używałam łagodnego curry,
- łyżka soku z cytryny,
- 1/2 łyżeczki soli
marynata:
- szklanka (250ml) pełnotłustego jogurtu, zostawionego na półgodziny w sitku wyłożonym gazą lub filtrem do kawy (ok, użyłam bałkańskiego light ;))
- łyżeczka łagodnego indyjskiego chilli (albo papryki) - j.w.,
- 2 łyżki pasty czosnkowej (u mnie - wyciśniętego czosnku),
- 2 łyżki pasty imbirowej (u mnie - starty świeży imbir),
- 1/2 łyżeczki garam masali (miałam domowej roboty, utartą w moździerzu po uprzednim uprażeniu...),
- 2 łyżki oleju musztardowego (resztki zapasu z Państwa Środka) lub innego zwykłego,
- 1/2 łyżeczki soli,
- 2 łyżki (30g) rozpuszczonego niesolonego masła,
sos:
- 4 łyżki (60g) niesolonego masła,
- 3 "strączki" kardamonum
- 4 goździki,
- 6 ziaren pieprzu,
- ok. 2,5 cm kawałek cynamonu,
- łyżka pasty czosnkowej (u mnie - wyciśniętego czosnku),
- łyżka pasty imbirowej (u mnie - starty świeży imbir),
- 5 małych, zielonych papryczek chilli, posiekanych (ew. do smaku)
- 2 szklanki (500ml) przecieru z pomidorów (passaty, nie koncentratu),
- szklanka wody,
- łyżka łagodnego indyjskiego chilli (albo papryki) - a nie, w tym momencie się zorientowałam ;),
- 1/2 łyżeczki garam masali,
- 2 łyzki delikatnego miodu,
- 1/2 łyżeczki skruszonych na proszek suszonych liści fenkułu (kopru włoskiego) - ew, 1/4 łyżeczki mielonych nasion kopru włoskiego,
- 1/4 łyżeczki mielonych nasion kopru włoskiego (co, jeśli nie mamy liści, daje nam w sumie pół łyżeczki),
- szklanka (250ml) śmietany (dałam 12% Pilosu - z Lidla - w zupełności wystarczyła),
- pieprz cayenne do smaku,
- świeża kolendra do przybrania,
Uff. Tego najbardziej nie lubię w przepisach egzotycznych.... przepisywania listy składników. Ale już samo przygotowanie, odmierzanie, przesypywanie do miseczek, ucieranie, prażenie, to ogromna frajda.
W średniej wielkości misce łączymy kurczaka, proszek chili, sok z cytryny i sól. Odstawiamy na 30 minut, następnie dodajemy wszystkie składniki marynaty poza masłem, dobrze mieszamy, nakrywamy i odstawiamy do lodówki na minimum 3 godziny (lub cała noc, a nawet 20 godzin :P).
Nagrzewamy piekarnik na maksimum. Kurczaka nabijamy na szpadki/namoczone w wodzie patyczki do szaszłyków, układamy pojedynczą warstwą na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy - dość wysoko pod górną grzałką - jakieś 8-10 minut, obracając raz czy drugi, a w połowie pieczenia smarując rozpuszczonym masłem (tak, tym niewykorzystanym wcześniej). Kawałki kurczaka powinny nam się upiec, a nawet lekko zbrązowieć na brzegach. Po przestygnięciu należy je zdjąć z patyczków i odłożyć na chwilę.
Masło rozpuszczamy na patelni (w rondlu) o grubym dnie. Dodajemy kardamon, goździki, pieprz i cynamon, smażymy 2 minuty. Następnie wrzucamy czosnek, imbir i zielone chili i podgrzewamy kolejną minutę. Wlewamy przecier pomidorowy i wodę, doprawiamy chili, garam masalą i solą. Czekamy aż się zagotuje, redukujemy ogień i podgrzewamy 10-15 minut, aż sos zgęstnieje lekko. Dodajemy miód, koper włoski i śmietanę (ostrożnie, żeby się nie zwarzyła) i gotujemy przez kolejne 10 minut, aż sos znów się zagęści. Doprawiamy solą i ewentualnie cayenne, dodajemy kurczaka - tylko na chwilę, byle się zagrzał. Podajemy gorące, posypane kolendrą. Na przykład z ryżem.
Raita ogórkowa jest prosta - z przepisu na raitę wyrzucamy chili, cukier zamieniamy na miód, a miętę na kolendrę; dodajemy łyżkę miękkich, dużych rodzynek... mogą być wcześniej chwile namoczone w gorącej wodzie. I już.
1 komentarz:
Wygląda na trochę pracochłonne danie, ale w tej chwili nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o nim :) :) Czyli do zrobienia :)
Prześlij komentarz