Wczoraj w domu był rosół - najprostszy, czysty - z makaronem (kupnym, odnalezionym w zakamarkach szafki - spiżarki). Wiadomo, że rosołu gotuje się dużo, by później wykorzystać go jako bazę do kolejnych zup. Myślałam o pomidorowej, soczewicowej... może ogórkowej (nieeee, za dobrze się czuję). Ale przypomniało mi się, jak na Donghuamen życie - a przynajmniej przemarznięte ręce - uratowała nam zupa z pulpecikami. Do dziś nie wiem, czemu było mi tak zimno - pamiętam tylko uczucie ciepła i zaskoczenie: Coś tak prostego jest tak pyszne?
Przy czym musicie wziąć pod uwagę, że ja w zasadzie nie lubię zup. To znaczy nie lubiłam - dopiero odkrywam przyjemność z posiadania garnka zupy w domu.
Mając więc w domu mielone mięso indycze (gdzieś tam pierwotnie przeznaczane na nadzienie do tortilli), rosół i większość potrzebnych "chińskich" ingrediencyj (za wyjątkiem imbiru - nie wiem, jakim cudem nie ma w domu imbiru; imbir zawsze jest, no chyba że go nie ma) postanowiłam poświęcić 5 minut. W efekcie...
Klopsy, pulpeciki, kotleciki z mięsa mielonego z nutą azjatycką uwielbiam - czy to pieczone, czy smażone. Świetne są na obiad, znakomite na zimno. Można zostawić na później, zabrać do pracy... i każde są inne. A to dymka będzie ostrzejsza, a to chili bardziej pikantne. Generalnie do mięsa dodajemy posiekaną dymkę i papryczki, trochę startego imbiru - jeśli jest, otartą skórkę z limonki, sok z tejże, trochę sosu ostrygowego... może nutkę oleju sezamowego. I jajko oraz trochę przyprawy 5 (a w moim wypadku 13) smaków. Wyrabiamy, i formujemy. Do zupy potrzebne będą małe kuleczki, rozmiaru ca. małych - naprawdę małych - orzechów włoskich.
Do rosołu dodajemy więcej posiekanej dymki i naci kolendry. Sos rybny i sok z limonki - do smaku. Podgrzewamy, delikatnie wkładamy pulpeciki i gotujemy na bardzo małym ogniu, nie mieszając - jakieś 8-10 minut.
Żadna filozofia, ale miła wariacja na temat rosołu...
2 komentarze:
Kupuję to :)
Niby ciągle rosół a jednak już zupełnie inne danie :) Podoba mi się :)
Prześlij komentarz