14 sierpnia 2010

Minione podróże a upały


Podróżować jest fajnie. Strasznie lubimy oglądać nowe miejsca, innych ludzi, poznawać nowe smaki. A później wracać pamięcią do tego, co najlepsze...
W pewne popołudnie, zmęczona sprzątaniem, połączyłam w jedno "zdobycze" dwóch naszych zeszłorocznych wypadów - zaparzyłam miętową, marokańską herbatę. Na bazie pierwszorzędnej, chińskiej zielonej herbaty (import własny, z herbacianego sklepiku przy ulubionym chińskim supermarkecie) i świeżo zerwanych listków mięty. Orzeźwienie w sam raz na gorące dni.
  • zielona herbata,
  • świeża mięta,
  • prawie wrząca woda
  • cukier (opcjonalnie)
Do czajniczka wsypać herbatę (dwie łyżeczki); zalać szklanką prawie wrzącej wody, przepłukać, wylać wodę. Zalać ponownie, dodać liście mięty. Pozwolić by naciągnęła. Jeżeli będziemy herbatę lać do szklaneczek z wysoka, może uzyskamy cenioną w Maroku "piankę"... Słodzimy według uznania.

Swoją drogą to zabawne. Przez dwa tygodnie poszukiwaliśmy w Maroku jakichś pasujących nam szklanek... prostych, ale nie topornych. I kilka dni temu, w Warszawie zdobyliśmy 4 takie - kryształowe, z przeszłością. Idealne - choć do przeszlifowania ;)

Oprócz wody (dużych ilości wody... potwornych ilości wody) i alkoholi, po które czasem trzeba się było przespacerować, ale cóż - Książę Małżonek ma niewątpliwy problem alkoholowy - jest namiętnym kolekcjonerem ;) - często stawiano przed nami w Maroku mniej więcej takie szklaneczki:


Na pierwszym zdjęciu od lewej - kawa nos-nos. Jak na osobę nie pijąca kawy przystało, pijałam ją w każdej możliwej kawiarni ;) i codziennie.
W środku - świeżo wyciskany sok z pomarańczy... tego się nie da opisać, tego trzeba spróbować.
Po prawej znana nam już zielona, miętowa herbata...

Na Djemma el-Fna spróbowaliśmy także herbaty piernikowej... znakomitej na wszelkie problemy z zatkanym nosem i zatokami - intensywny aromat korzeni pokonuje wszelkie przeszkody i próbuje wydostać się przez uszy i czubek głowy... a przynajmniej takie odniosłam wrażenie... A wygląda tak niewinnie:

Jest jeszcze jedna rzecz, której warto spróbować. Koktajle ze świeżych owoców, na bazie mleka lub soku pomarańczowego. Np. mleko, awokado i maliny... albo sok pomarańczowy, figi i gruszki... Najpiękniej podane, bo wielokolorowe i "warstwowe" zaserwowano nam w Casablance. Niestety wypad nie został uwieczniony, gdyż wszyscy przestrzegali przed wychodzeniem nocą w miasto z aparatem... Jeżeli jednak będąc w Maroku zobaczycie witrynę obwieszoną świeżymi owocami - wstąpcie koniecznie...

4 komentarze:

ptasia pisze...

Kawa nos-nos? To znaczy :)? A za herbatą piernikową widzę chyba przyprawy, tak?

Paula pisze...

to wszystko brzmi tak pysznie!

Zielenina pisze...

ta herbata piernikowa brzmi intrygująco, a takie koktajle owocowe uwielbiam!

Pinos pisze...

Ptasiu nos-nos (anglojęzyczni piszą też "nss-nss") to w połowie kawa, w połowie mleko; i do tego pianka... naprawdę, jak nie lubię kawy...