11 września 2010

Zupa grzybowo-ciecierzycowa


Czytając wpis na blogu Zieleniny, pomyślałam sobie "phi, co ty wiesz o brzydkich grzybowych". Moja ciecierzycowo - grzybowa zupa, choć pyszna, jest jednakże wyjątkowo mało fotogeniczna. Inspiracją do jej przygotowania była pikantna zupa z kurczaka i grzybów z "Encyklopedii zup" Bellony. Ale nie chciało mi się iść do sklepu po niezbędne składniki...

  • 2 łyżki oliwy,
  • 2-3 średnie szalotki, posiekane,
  • 3-4 ząbki czosnku, posiekane
  • łyżeczka garam masala,
  • łyżeczka czarnego pieprzu,
  • trochę świeżo startej gałki muszkatołowej,
  • 400g puszka ciecierzycy (waga odcieku 240g),
  • szklanka leśnych grzybów - cienko pokrojonych w paseczki,
  • szklanka wody (lub bulionu),
  • 2-3 łyżki śmietany,
W garnku o grubym dnie rozgrzać olej. Dodać czosnek, cebulę i przyprawy, przesmażyć do zeszklenia. Dodać grzyby i ciecierzycę, dusić jakieś 10 - 15 minut (aż woda z grzybów odparuje). Zalać wodą, gotować 5 minut. Odlać 1/4 zupy, resztę zmiksować. Części połączyć, zaprawić śmietaną i posolić do smaku.
Brzydkie, ale dobre!

Zaproszona zostałam przez Thiessę, Quinoamatorkę i Zieleninę do zabawy w "lubię".

Zasady są następujące (kopiuję za Quinoa..., która kopiuje za Wegetarianką):
1. Napisz, kto przyznał Ci tę nagrodę.
2. Wymień 10 rzeczy, które lubisz.
3. Przyznaj tę nagrodę 10 innym blogerom i poinformuj ich komentarzem.


Co lubię - miedzy innymi, i w kolejności dość przypadkowej?
1. Miłe pobudki - mruczące lub pachnące świeżo upieczonym chlebem. Miłe i późne pobudki.
2. Opowieści o wojownikach, smokach i czarodziejach - bo pozwalają na chwilę przenieść się w inne rzeczywistości.
3. Podróże - rzeczywiste, kulinarne i te w wyobraźni, nad dobrą książką.
4. Gorącą słodką herbatę.
5. Moją nową maszynę do chleba.
6. Wodę - oceany, morza, rzeki, jeziora.
7. Zapach świeżo zebranych grzybów.
8. Rozmowy z Panem Dziadkiem.
9. Filmy z Seanem Connerym.
10. Piosenki Roda McKuena.

I teraz się jak zwykle wyłamię - blogi, które miałam na myśli, już dawno w zabawie udział wzięły. Poza tym, bardzo lubię zrywać "łańcuszki" ;)


03 września 2010

Tybetańskie pierożki Momo z wołowiną


Przepis, znaleziony na stronie hot sour salty sweet.com pochodzi z książki Beyond the Great Wall: Recipes and Travels in the Other China autorstwa Naomi Duguid i Jeffrey'a Alforda. Nieopatrznie powiedziałam w domu głośnio "przepis na tybetańskie pierożki" i Książę Małżonek, zafascynowany Tybetem i zawsze gotów zjeść dobre pierożki, zaczął patrzeć "kotem ze Shreka"...
Czytałam niedawno bardzo sympatyczną książkę Zagubiony w Chinach: Prawdziwa historia człowieka, który próbował zrozumieć Państwo Środka czyli jak zjeść żywego kalmara*. Polecam ją zwłaszcza tym, którzy w Chinach byli, i chcą z uśmiechem na twarzy przypomnieć sobie pewne absurdy i klimaty. Ja co chwile wybuchałam śmiechem, i czytałam urywki Księciu Małżonkowi, kończąc "a pamiętasz...". Autor opisuje także swój krótki pobyt w Tybecie, i zaskoczenie, że dość powszechnie jada się tam mięso - jaka. Po czym stwierdza, że widocznie na tych wysokościach nie można sobie pozwolić na rezygnację z białka zwierzęcego... Ten fragment przypomniał mi się podczas lepienia momosów(czy też, jak je w domu nazwaliśmy, momsów), które najczęściej na naszych wysokościach n.p.m. widuje się w wersji wegetariańskiej...

Składniki ciasta:
  • 4 szklanki mąki pszennej (i trochę do podsypywania),
  • 2 szklanki letniej wody,
  • 1/2 łyżeczki soli,
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej.
Mąkę, sól i sodę wymieszać w misce. Dodać wodę, zagnieść ciasto (dość lepkie). Przenieść na lekko omączony blat i wyrobić, aż stanie się gładkie i elastyczne. Odstawić owinięte folią na dwadzieścia minut do pół godziny.

Składniki nadzienia:
  • pół kilo chudej wołowiny lub jagnięciny (użyłam udźca wołowego),
  • 6 dymek (szklanka posiekanej),
  • 1/4 szklanki liści selera (lub zastępczo kolendry),
  • 2 łyżki startego imbiru,
  • 1/2 łyżeczki pasty chilli, lub dwie suszone papryczki,
  • 2 łyżeczki soli
Wołowinę oczyścić z błonek i tłuszczu. Pokroić na 3 - 4 kawałki, wrzucić do torebki i przemrozi 10-15 minut. Do blendera włożyć mięso i cebulki. Zmiksować krótkimi seriami - pulsacyjnie. Dodać resztę nadzienia, raz jeszcze krótko zmiksować. Przełożyć do miski, i krótko schłodzić - będzie łatwiejsze w nakładaniu.

Zapach tego nadzienie sprawił, że zamarzył mi się tatar... tatar z dymką, chilli i imbirem...

Bambusowe koszyczki do gotowania na parze należy lekko przesmarować wewnątrz olejem.
Ciasto podzielić na trzy części. Dwie zostawić pod przykryciem, a tę pierwszą podzielić na 8 równych części, z których każdą rozwałkować na placek o mniej więcej dziesięciocentymetrowej średnicy (podsypywanie mąką może być konieczne). Na środku każdego placuszka układać łyżkę nadzienia, zlepić sakiewkę. Układać zlepieniem do góry w koszyczkach (zostawiając każdemu pierożkowi trochę miejsca, iż urośnie). Gotować na parze jakieś 15 minut. Przerobić resztę ciasta i nadzienia...

Autorzy zasugerowali dwa sosy:

pomidorowo-imbirowy chutney
2 łyżki oleju z orzeszków ziemnych,
1/4 łyżeczki kuminu,
1/2 szklanki drobno posiekanej (lub startej) cebuli,
2 łyżki imbiru,
łyżeczka soli,
1/4 kg pomidorów (obranych ze skórki),
pół szklanki posiekanej kolendry.

W garnku o grubym dnie rozgrzać olej, wsypać nasiona kminu rzymskiego, podprażyć jakieś 20 sekund. Dodać cebulę, imbir i pół łyżeczki soli. Poddusić mieszając, aż cebula się zeszkli. Dodać pomidory pokrojone w cząstki, przesmaży minutę aż puszczą sok, zredukować płomień i dusić pod przykryciem około 10 minut. Po tym czasie zdjąć przykrywkę i odparować jeszcze trochę. Doprawić resztą soli - jeżeli będzie taka potrzeba. Tuż przed podaniem dodać posiekaną kolendrę.
sos sojowo - imbirowy
1/2 szklanki sosu sojowego,
1/4 szklanki ciemnego octu (lub octu ryżowego),
2 łyżki imbiru pokrojonego w drobne paseczki

Wszystko razem wymieszać.

Pierożki trzeba jeść ostrożnie - ze środka, podobnie jak z kołdunów, może wypłynąć gorący "rosół". Odgrzewane nie są tak dobre, ale dają radę ;)

_________
* Maarten J. Troost, Wydawnictwo Dolnośląskie 2010