21 lipca 2012

Minimuffiny cytrynowo-makowe

Pozyskiwanie praw do zdjęcia ;) trochę trwało. Na tyle długo, że niektórzy zastanawiali się, czy nie zapomnę przepisu. Ale wszystkie muffiny robi się w zasadzie na jedno kopyto, więc nie zapomniałam.
Jeżeli - tak jak w tym wypadku - chcemy muffiny zabrać na piknik, i wiemy, że będzie dużo jedzenia, ale nie wiemy, ile będzie osób, lepszym pomysłem wydaje się forma na babeczki w wersji mini - ta z 24 dołkami. Rewelacyjnym zaś pomysłem piknikowym są papierowe papilotki...
© Grzegorz Millsky Młynarski
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza (pamiętajmy, żeby przy pieczeniu z termoobiegiem, przykręcić temperaturę o jakieś 20 stopni). W dużej misce mieszamy suche składniki:
  • 250 g mąki,
  • 150 g cukru,
  • łyżeczka proszku do pieczenia,
  • szczypta soli,
  • 4 łyżki suchego maku,
  • łyżeczka mielonego kardamonu,
  • skórka otarta z dużej cytryny,
a w innym naczyniu łączymy ze sobą wilgotne:
  • pół szklanki jogurtu,
  • pół szklanki mleka,
  • 2 jajka,
  • 2 łyżki bezsmakowego i bezzapachowego oleju,
  • sok wyciśnięty z cytryny.
Dołki w blasze wykładamy papierowymi lub silikonowymi papilotkami (jeżeli ich nie mamy, smarujemy masłem lub olejem, zaś jeżeli używamy silikonowych, a muffiny oddajemy mężczyźnie, uprzedzamy go, że "papierki" mają wrócić...). Wlewamy płynne składniki do mąki, mieszamy niezbyt energicznie i nie za długo - ot tyle, by nie było suchej mąki. Porcjujemy. Ja jestem w tym tak oszczędna, że oprócz 24 "mini" wyszło mi też 6 dużych muffinów...
Pieczemy do suchego patyczka - maksymalnie 15-20 minut...

04 lipca 2012

Pierożki z botwinką i bryndzą

Moja kochana młodsza siostra, czasem czule przezywana (Ro)Sówką, miewa całkiem niezłe pomysły. Często gorzej jest z ich wykonaniem, ale w sferze teoretycznej, mucha nie siada... Pomysłem na ostatnią niedzielę był kulinarny piknik pod chmurką z The Gustators. Prosta formuła - przychodzi kto chce, byle przynieść jedzenie/napitki, najchętniej własnego wyrobu. Coś, co tygryski lubią bardzo.
Piknik marzył mi się od dawna, a w dodatku zasłużyłam na pół dnia odpoczynku "na zielonej trawce", Młoda namawiała... Nastroiłam się psychicznie. Wyjęłam z zakamarków kupowane utensylia piknikowe (talerzyki, kubeczki, koc - nówka sztuka nie śmigany). Opracowałam menu i metodę przetransportowania wszystkiego na rowerze. Wreszcie zamknęłam się w kuchni i smażyłam, mieszałam, lepiłam i piekłam.
Najukochańsza siostra ma odwołała niestety swój udział (no, mówiłam, realizacja jeszcze ten teges...), więc jechałam w grono (prawie) obcych ludzi, mając świadomość że dobrze gotują i nie jadę z pustymi rękoma. Sakwami. Lodówką...
Powitano nas (mnie i rower) z otwartymi rękoma, "od progu" wręczając kubek kompotu rabarbarowo-truskawkowego z wanilią i cynamonem (pyszny... nie rozumiem po co go psuć winem :P). Późniejsze oberwanie chmury połączone z opadami gradu do reszty pozwoliły mi się zintegrować, zwłaszcza że gdy ma się rower i koc podbity folią, potrzeba jeszcze tylko jednego roweru, by mieć znakomity schron przeciwdeszczowy na torby...

W ramach wkładu na wspólny stół przyniosłam:
- sałatkę z cukinii z bazylią, sokiem z cytryny, kozim serem i prażonymi orzechami laskowymi,
- muffinki cytrynowo-makowe (wrócimy do nich w jakimś kolejnym poście) oraz
- pierożki z botwinką i bryndzą.

I o tych ostatnich będzie dzisiaj. Proste - acz, jak to pierożki, ciut czasochłonne (lepienie...). Jako baza moje ulubione ciasto do pieczonych pierogów - podała je kiedyś na "gazetowym" forum Galeria Potraw Salem - i od tego czasu (a to już lekko licząc 7 lat) z niezmiennym sukcesem pakuję w nie wszystko, co mi w duszy zagra. Cebulę doprawioną dużą ilością indyjskich przypraw. Pieczarki. Kapustę z grzybami. Krewetki z fetą. Szynkę z serem, soczewicę... sama już nie pamiętam co jeszcze. Upieczone pierożki świetnie przechowują się w lodówce (nawet dzień - dwa). Surowe można zamrażać, a następnie zamrożone odpiekać. Uwielbiam je. I uczucie to, sądząc po niedzielnym pikniku, a także reakcji kolegów z pracy, jest mocno zaraźliwe. Venimus, vidimus, pierożki vicit.
Ciasto:
  • 50 dag twarogu półtłustego,
  • 25 dag masła/margaryny,
  • około 50 dag mąki pszennej - ilość zależeć będzie od wilgotności twarogu; potrzeba nam będzie także nieco mąki do podsypywania,
  • sól;
Twaróg (najlepiej taki najzwyklejszy, z kostki) rozdrobnić trzeba rękoma. Dodać tłuszcz i rozetrzeć. Sól (wystarczy łyżeczka) wymieszać z mąką i dodawać do masy tak, żeby wyrobić ciasto odchodzące od ręki, elastyczne. Nie przejmować się cząsteczkami twarogu widocznymi w cieście. Uformować kulę, owinąć folią i włożyć do lodówki.

Farsz:
  • 3 pęczki botwinki - z niedużymi buraczkami, umytej i pokrojonej: buraczki w kawałki o boku ok. pół centymetra, liście w mniej więcej centymetrowe paski;
  • łyżka oleju,
  • 375 g bryndzy,
  • spory pęczek drobnego szczypiorku, posiekanego,
  • 1,5 łyżeczki mielonego kuminu (kminu rzymskiego),
  • sól i pieprz
 Na patelni rozgrzać olej. Wrzucić buraczki, chwilę lub dwie przesmażyć, następnie dodać liście. Delikatnie posolić. Poddusić. W misce rozgnieść bryndzę, dodać posiekany szczypiorek i botwinkę z patelni (ciepłe warzywo lekko zmiękczy ser i ułatwi mieszanie). Doprawić solą, pieprzem i kuminem. Przed pakowaniem w pierożki farsz dobrze jest ostudzić, a nawet schłodzić - będzie ściślejszy i łatwiejszy do formowania.
Z ciasta urywamy kawałki wielkości pięści i wałkujemy na grubość około 5 milimetrów. Wycinamy kółka, nadziewamy łyżeczką farszu i sklejamy. 
Układamy na blasze wyłożonej pergaminem do pieczenia, smarujemy z wierzch jajkiem rozkłóconym z łyżeczką letniej wody, posypujemy czymś - tu czarnuszką - i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika (z termoobiegiem 180) na środkowy poziom. Pieczemy do zezłocenia - 12 do 15 minut.