24 marca 2010

Kuchnia warszawska czyli

Czterysta czternaste urodziny Warszawy - stolicy...

Czterysta czternaście „…lat temu nazad niejaki król Zegmont, któren potem na Nowem Zjeździe w charakterze figury na slupie stojał, przeprowadzki polskiej stolicy z Krakowa do Warszawy uskutecznił. Zmuszonem był do tego z braku rozrywek. Kraków owszem, miasteczko same w sobie niczegowate, ale zabawić się nie było gdzie. Same kościoły. Król był facetem nabożnem, ale kto że wytrzyma krugom na nieszporach siedzieć?!(...)

No i w ten deseń, jak staroświecki zwyczaj żądał, ósmego kwietnia kazał król spakować rzeczy na placforme, i jazda na nowe mieszkanie.(…)

Każda stolica zmuszona jest posiadać tak zwany herb (…) Pól blondynki i pół szczupaka z pokrywką w jednej ręce i pałaszem w drugiej!

Blondynka, owszem, nawet sobie nienajgorsza, jak to mówią przy kości. Jeżeli o wiele się rozchodzi o dzieci i młodzież do lat czternastu, może ciut-ciut zanadto rozmamłana, ale mówi się trudno.

Gorzej z tem rybim ogonem. zastanówmy się, jaki może być związek zawodowy między niem a pałaszem i pokrywką? Uczone w szkołach faceci kompinowali nad tem ładne pare lat, aż koniec końcem dośli do wniosku.

Warszawiacy, jako ludzie z salonowem kodeksem karnem oblatane, zawsze kobietom pierszeństwo dawali, w ten deseń właśnie król blondynkie kazał na tem herbie namalować. Pokrywka znowuż i rybie dzwonko z ogonem na te pamiątkie zostali umieszczone, że każda jedna warszawianka pod względem kuchennego fachu zdolność posiada. Nigdzie takiego szczupaka po żydowsku czy takiej pomidorowej zupy jak w Warszawie otrzymać nie można.

Pałasz jest dlatego, bo jakżeby herb wyglądał z tłuczkiem do kartofli, pogrzebaczem, czyli tyż wałkiem do ciasta w ręku.

A teraz dlaczego właściwie postny artykuł, a nie cóś z mięsa? Ćwiartka cielęciny nie pasowałaby, a szynka znowuż jeszcze większe zgorszenie małoletnich pętaków mogłaby szerzyć…”*


Proponuję tedy, na cześć syrenki, jubilatki krótką, czterodniową akcję kulinarną nt kuchni warszawskiej. Niech nam żyje drugie czterysta czternaście lat.



Kod bannerka:


Przyłącz się do tej akcji na Durszlaku!

22 marca 2010

Pomarańcze, oliwki i czerwona cebula


czyli sałatka według Caludii Roden*. Z niewątpliwie marokańskim sznytem. Połączenie może nie do końca oczywiste, ale znika błyskawicznie...

Składniki:
  • 4 spore pomarańcze,
  • czarne oliwki - na zdjęciu widoczne czarne, pomarszczone (lekko podwędzone) marokańskie z pestką,
  • 1/2 czerwonej cebul,
  • 1 łyżeczka nasion kminu rzymskiego,
  • 1/2 łyżeczki soli,
  • 1 łyżka oleju arganowego,
  • 1 łyżeczka soku z cytryny,
  • nać kolendry
Pomarańcze obrać ze skórki, podzielić na cząstki, usunąć białe błony. Cebule pokroić na cieniutkie półplasterki. Na suchej patelni podprażyć nasiona kminu, utłuc w moździerzu.
Na półmisku rozłożyć pomarańcze, cebulę i oliwki. Kmin wymieszać z solą, olejem i sokiem cytrynowym. Polać sałatkę. Schłodzić. Przed podaniem posypać posiekaną kolendrą.

Spiżarnia 2009 - podsumowanie


Rozpoczęta niedawno akcja "Nalewkowy weekend" przypomniała mi o karygodnym zaniedbaniu, jakim było nieumieszczenie podsumowania mojej części Spiżarni 2009. W ogóle składając samokrytykę, muszę stwierdzić że nie imponowałam udziałem w akcji. Mimo tego, że nastawiliśmy kilka nalewek, oraz że wypróbowałam ze dwa nowe przepisy na grzyby, zamieściłam informację tylko o orzechówce. Za moje zachowanie bardzo przepraszam, to się już (raczej) nie powtórzy :)

Mimo wszystko chciałabym jednak zebrać Wasze cuda w jednym miejscu i poinformować, co pojawiło się na spiżarnianych półkach. I tak:
u Joanny z bloga Notatki kulinarne stoją (a może raczej, stały):
u Ivki z bloga Kuchnia Pięciu Przemian:
u Grażyny z bloga Grażyna gotuje:
u Kuchareczki58 z bloga Moja książka kucharska
u Peli z Zapisków kuchennych Peli
u Muffingirl
u Ziemianina w kuchni
  • nalewka na kwiecie dzikiego bzu
u djdomin z Kaflowej kuchni
u Viridianki z bloga Cioccolato Gatto
u Ptasi z bloga Coś niecoś:
u Wiosenki z bloga Eksplozja smaku:
u Miiisiii z bloga Słój na ciasteczka
u Alivei z bloga Alicja w kuchni ... Alivea gotuje:
u Moniki z bloga Stoliczku nakryj się
u Anulki ze Słonecznej kuchni
u Ewelosy:
u Patki z Chatki Patki:
u mnie:
Bardzo wszystkim Wam dziękuję...

15 marca 2010

Francuska zupa cebulowa


Ostatnio dopadła nas rzeczywistość. Skomplikowana, trudna, mroźna i pochmurna. Ale od czasu do czasu trafiają się w niej jasne chwile. Pojawia się słońce lub dobre wiadomości. Koty mruczą. A na stole paruje zupa. Na ten przykład - cebulowa, według przepisu z "Encyklopedii zup" wydawnictwa Bellona. Im częściej ją robię, tym bardziej "na oko" i wariując ze składnikami.

Składniki:
  • 2 łyżki mąki,
  • 2 łyżki oliwy, łyżka masła,
  • 4-5 sporych cebul,
  • 3-4 ząbki czosnku,
  • łyżeczka cukru,
  • łyżeczka suszonego tymianku,
  • 200 ml wina (użyłam czerwonego i słodkiego Kagora, wiec pominęłam cukier),
  • 2 l wywaru wołowego,
  • kieliszek brandy (a u mnie likier miodowo-ziołowy),
Rozpuścić masło w garnku ustawionym na średnim ogniu. Dodać oliwę i cebulę i smażyć na małym ogniu około 10-12 minut. Następnie dodać drobno pokrojony czosnek, tymianek (ewentualnie cukier) doprawić solą i pieprzem. Podsmażać przez 30-35 minut, aż cebula się skarmelizuje...
Następnie posypać cebulę mąką i dokładnie wymieszać, dolać wino. Zagotować. Powoli wlać bulion, brandy (lub jakikolwiek mocny alkohol jaki uznamy za pasujący) i gotować około 30 minut.
Rozlać do żaroodpornych miseczek. Na wierzchu położyć kromki podsmażonego na maśle chleba (bułki), posypać serem żółtym, zapiec.