Duchy, skarb Scytów i ... raki. Trzy rzeczy, których w trzecim tomie przygód Tereski i Okrętki, pt. "Ślepe szczęście", autorstwa Joanny Chmielewskiej, nie brakuje. Przez wiele, wiele lat zastanawiałam się, jak właściwie smakują te raki... Przypomniało mi się to, gdy zastanawiałam się nad potrawą pasującą zarówno do mojego gotowania z kryminałem, jak i wpisującą się w festiwal kuchni rosyjskiej...
Dwie pary oczu patrzyły na niego obojętnie i bezmyślnie.
- No to co? - spytała po chwili Tereska apatycznie.
- Jak to co? Raki są, mówię przecież! Prawdziwe raki! Mój kumpel mówi, że można ich nałowić!
Przyjaciółki nadal patrzyły na niego bez emocji, w milczeniu, najwyraźniej nie doceniając wagi informacji. Januszek się zdenerwował.
- No co tak siedzicie jak zmurszałe pnie! Głuche jesteście? Mówię wam, że są raki! Mój kumpel widział na własne oczy! Można ich nałowić! Jeszcze jak żyję nie łowiłem raków! Co wy na to? Ta rzeczka jest dosyć blisko... No, co wy na to? Raki podobno można jadać, nałapiemy i zjemy! No? Co wy na to...?
Do Tereski treść komunikatu zaczęła z wolna docierać. Raki... Stwory nieomal egzotyczne... Z rybami miała do czynienia, ostatnio nawet dość dużo, z rakami nigdy. Rzeczywiście, a gdyby tak pojechać na raki...?
(...)
Tereska nie namyślała się już ani chwili.
- No pewnie, że jedziemy. Możemy zaraz jutro. Okrętka, co ty na to? Wsparta plecami o pień jabłoni Okrętka wydała z siebie ciężkie westchnienie. (...) Zawahała się.
- Bo ja wiem... - powiedziała niepewnie.
- Co to znaczy, bo ja wiem! - oburzył się Januszek.
- Raki to jest rzadka rzecz! Jedyna okazja!
- No właśnie! - poparła go Tereska. - On ma rację. Jadłaś kiedy raki?
Okrętka pokręciła głową.
- Nie jadłam, ale... Ale myślałam, że już do końca wakacji będzie spokój...
A czy ja muszę jadać raki? - spytała tonem rozpaczliwego protestu.
- Oczywiście, że musisz! - wykrzyknęła Tereska. - Przynajmniej raz!
- No pewnie! - przyświadczył gorąco Januszek. - Kto to widział, nigdy w życiu nie zjeść raka! I nie złapać! Takie życie jest w ogóle zmarnowane!
Okrętka chciała zaprzeczyć tej ocenie sposobów marnowania życia, ale nagle tknęła ją nowa myśl.
- Czy one są podobne do węgorzy? - spytała z nikłym ożywieniem.
- Z wyglądu? - zdziwił się podejrzliwie Januszek.
- Nie, w smaku...
Januszek już otworzył usta, żeby udzielić wyczerpującej odpowiedzi, ale Tereska uciszyła go stanowczym gestem. Namiętność Okrętki do węgorzy, wędzonych i smażonych, przekraczała wszelkie granice i Tereska znała ją doskonale. Oczywiście, że jedyne, co mogło skłonić jej przyjaciółkę do wyprawy na raki, to nadzieja na smak węgorzy. Tereska nie miała zielonego pojęcia, jak smakują raki, ale to było bez znaczenia.
- Bardzo podobne. - oświadczyła z przekonaniem. - Prawie zupełnie takie same.
Zaskoczony Januszek z otwartymi ustami spojrzał na siostrę, nie pojmując przyczyn tego dziwnego stwierdzenia. Według jego wiadomości raki z węgorzami nie miały nic wspólnego. Uznał, że coś w tym musi być i na wszelki wypadek przyświadczył. Tak jest, węgorze i raki to prawie jedno i to samo, z całą pewnością, wszyscy kumple mówili... *
________________________
* Ślepe szczęście, Joanna Chmielewska, 1992
** Kuchnia rosyjska, Inna Łukasik, Agnieszka Sado, wyd. Rea, Warszawa 2008