Testowałam niedawno internetową księgarnię The Book Depository, skuszona darmową wysyłką. Książki wychodzą trochę taniej niż na Amazonie, no i można trafić czasami rzeczy już gdzie indziej niedostępne. Na pierwszy ogień poszła gruba (592 strony) i kompletnie pozbawiona zdjęć World Vegetarian Madhur Jaffre. Polecam - przepisy ułożone są według wiodącego warzywa, zahaczają o przeróżne kuchnie etniczne. I tam właśnie znalazłam wzmiankę o szparagach w sosie romesco, a także przepis na dwie wersje tego sosu - klasyczną (z pieczonymi pomidorami, papryką, czosnkiem i cebulą) i szybką - pieczemy tylko paprykę.

Szparagi ułożyłam w naczyniu do zapiekania - mniej więcej w jednej warstwie i skropiłam oliwą. Piekłam w 180 stopniach jakieś 10 minut - kwadrans. Polałam sosem.
To moja druga propozycja w ramach Szparagotowania. Mam nadzieję, że zdążę zamieścić jeszcze jedną...
Fajne. Bardzo fajne i bardzo kolorowe :)
OdpowiedzUsuńPodpinam sie pod wypowiedz tej Pani nade mna :) Sliczne kolory! Az chce mi sie to danie zjesc :) Cale :) I wcale nie mialabym ochoty sie nim dzielic.
OdpowiedzUsuńPiniu, kolory Ci wyszły psychodeliczne! A książki uprzejmie zazdraszczam.
OdpowiedzUsuńQUINOA...: książkę mogę Ci pożyczyć; kupiłam ją zresztą trochę przez Ciebie;
OdpowiedzUsuńZ kolorów też jestem dumna; czego to człowiek nie dokona, mając darmowy program GIMP, a w nim funkcje: skaluj obraz, kopiuj, wklej, przesuń i zapisz :P
Książkę bardzo chętnie pożyczę przy okazji. A teraz czytam (przez Ciebie;) "Powiedział mi wróżbita". Wspaniałe!
OdpowiedzUsuńFajnie prezentuje się ten sos. Trochę mrocznie ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, ktoś to juz wyżej pisał... Pyszna psychodelia :)
Podoba mi się takie połączenie. Bardzo lubię sosy z pieczonej papryki. Eeee tam, psychodelia od razu ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Pinos, Ty wiesz, że to już kolejny sezon Twojej tarty botwinkowej, co ze stołu mego prawie nie schodzi o tej porze roku? Nie żeby ta sama stała na nim od wielu dni, o nie! ;)
Połączenie szparagów i pieczonej papryki było pyszne. Podobnie jak wczorajsze szparagi i fondue serowe...
OdpowiedzUsuńLisko - tak się cieszę, że pozostałaś wierna botwinkowej ;)